miałam 16 lat i na kolację zjadłam połowę zielonej papryki, bo tak lubiłam - surowa tylko posolona. Położyłam się spać i w środku nocy poczułam że chce mi się wymiotować, więc poszłam do ubikacji. Jak wyszłam wcale nie czułam się lepiej, a babcia moja zawsze mi dawała gorzką, mocną i gorącą herbatę jak było mi nie dobrze i bolał mnie żołądek. Zawsze pomagało, kazała mi pić pomału łyżeczką. Tylko tyle że ja o tym zapomniałam wtedy i wypiłam dość szybko jedną herbatę, potem druga... i tak biegałam od kibelka do kuchni pijąc herbatę za herbatą. Wypiłam około 20 szklanek i w pewnej chwili wychodząc po raz kolejny z ubikacji poczułam coś dziwnego, powoli przestałam widzieć na oczy, a przedpokój w tamtym mieszkaniu był w kształcie litery L, poczułam że słabnę, więc żeby się nie przewrócić, chwyciłam jedną ręką za róg przedpokoju, drugą za framugę drzwi które były kawałek dalej. Pomyślałam że coś jest nie tak, bo ja nie zgasiłam światła w przedpokoju a nic nie widzę. W tym momencie usłyszałam oddechy śpiących rodziców i babci ale takie jakieś dziwnie spotęgowane jakbym stała przy takim ogromnym głośniku, a drzwi do ich pokoi były pozamykane. Zjechałam po framudze drzwi i rogu ściany na podłogę i wtedy znalazłam się w takim czarnym, ciemnym korytarzu. Ale był dziwny, jakiś taki nie materialny, nie dało się wyczuć tak jak na ziemi ścian czy podłogi, po prostu wiedziałam że takie ograniczenie jest i tyle. Po prawej stronie tego korytarza była taka biała linia szerokości około 15 cm, która emanowała takim ciepłym, białym fosforyzującym światłem. Szam, a raczej poruszałam się bo nie trzeba było stawiać kroków żeby się przemieszczać dalej w stronę światła na końcu tego korytarza, które wprost wciągało do siebie. Biło od niego takie ciepło, dobro i coś czego na dal nie umiem określić... Po drodze mijały mnie jakieś postacie, poruszały się w obie strony. Nagle stanęłam przed jakąś barierą, która nie puściła mnie dalej, byłam zła bo bardzo chciałam iść dalej, ale nie mogłam. Po chwili odezwał się głos osoby stojącej za tą barierką na przeciw mnie i powiedział mi: "Ty musisz wracać, bo jeszcze masz coś do zrobienia". Za tą osobą stały jeszcze dwie inne osoby, ale nie wiem kto to, bo nie widać było ich twarzy. Zaraz po tym obudziłam się na podłodze w przedpokoju, światło było zaświecone. Poszłam się położyć do babci do pokoju, była może 7 rano. Kiedy za jakąś godzinę mama przyszła mi zmierzyć gorączkę, miałam 40 stopni z małym haczykiem. Długo nie powiedziałam jej co się stało, tylko tyle że w nocy wymiotowałam. Wszyscy byli zdziwieni że nic nie słyszeli. Po latach jak urodził się Misiek nie skojarzyłam że to On mnie z tamtąd cofnął, dopiero jak zaczął mówić, poznałam ten głos. Nie wiem tylko kim były jeszcze te dwie postacie za Miśkiem stojące... może jeszcze będę miała dwoje dzieci??? Często wracam tam myślami... to uczucie takiego błogiego spokoju, dobroci, piękna a za razem tajemniczości... nie boję się śmierci od tego czasu, bo wiem że jest inne życie po za tym ziemskim i wiem że tam jest cudownie.
Komentarze
anonim
2014-10-25 22:11
anonim
2014-10-25 22:17
anonim
2014-10-25 22:50
Jasnowidz Anetta
2014-10-26 02:20
anonim
2014-10-26 18:46